czwartek, 18 sierpnia 2016

O poke ballach, mysi z wielkim nosem i co to jest BUJO?

     Poke balle... Małe, biało-czerwone kulki, które sprawiają tyle radości - nie tylko te w znanej już chyba wszystkim grze na telefony - Pokemon Go. Przyznaję się, mam swoje konto (lvl 16) i od czasu do czasu gram, jednak więcej z mojego telefonu i wyżej wymienionej aplikacji korzysta mój syn. Jego telefon ma zbyt starą wersję Androida i nie ma możliwości zainstalowania tej gry. Dzielenie się telefonem z dziesięciolatkiem staje się coraz bardziej uciążliwe, ale jeszcze daję radę! W planach mam zakup nowego telefonu - dla siebie - więc syn dostanie mój obecny na własność. Hiu!
     To właśnie dzięki tej grze dzisiaj po podwórku biegają dzieci z ... telefonami ... lub szydełkowymi ballami :) W tej chwili prawie każda koleżanka i każdy kolega z podwórka mają swoją piłeczkę. Ganiają się między blokami rzucając nimi w siebie, udając że są pokemonami :) Piłeczki są małe, lekkie i zdecydowanie bezpieczne. Nie obawiam się, że komuś stanie się krzywda, gdy dostanie w twarz ;p Ponieważ w tej chwili na podwórku jest 8 piłeczek, trzeba było zacząć je jakoś personalizować. Stąd inicjały na "guziczku":



     Po skończeniu poke balli miałam zabrać się za wykończenie dwóch innych projektów, które zaczęłam niedawno. Niestety, zwykle jest tak, że plany planami, a życie życiem :) Na szczęście ta zmiana jest drobna i w tym zestawieniu mało istotna. Otóż pojawiła się potrzeba zrobienia urodzinowej maskotki dla pewnej Basi. Padło na myszkę, ale tym razem nie balerinę :) Ta będzie golusia i robiona jest wg innego schematu, do którego link zamieszczę w odpowiednim wpisie, gdy myszka zostanie skończona. Na chwilę obecną wygląda tak:


To różowe z boku to ogonek! Nie cienka nóżka ;) Jakoś wyjątkowo coś, co zwykle robię na samym końcu, tym razem zrobiłam przed rączkami i nóżkami. Ot, takie wyłamanie się ze schematu ;p

    Ostatni akapit dotyczy tajemniczego słowa BUJO. Osobiście spotkałam się z nim dwa tygodnie temu i oczywiście - zakochałam się w nim :) Pomysł jest po prostu genialny, a tak prosty, że - jak zwykle w takich przypadkach - dziwię się, że sama na to nie wpadłam. Bullet Journal - tak brzmi pełna nazwa tego cuda - to nic innego jak notes/kalendarz/terminarz w jednym, koniecznie pisany odręcznie. Jego pomysłodawca to Ryder Caroll, a szczegóły i podstawowe zasady jego prowadzenia można znaleźć na stronie http://bulletjournal.com/ Teoretycznie wystarczy zwykły notes, coś do pisania i gotowe! Piszę "teoretycznie", bo - nie oszukujmy się - szybko okazuje się, że potrzebna jest również linijka, ołówek, gumka do mazania, cienkopisy, washi tape, naklejki i co tam tylko przyjdzie autorom do głowy. 
     Postanowiłam założyć sobie taki bujo i sprawdzić, czy będzie mi się podobało prowadzenie notesu. Wzięłam jakikolwiek zeszyt, który miałam w domu i jeden z cienkopisów. Szybko okazało się, że ten akurat zeszyt średnio się nadaje, bo ma niesamowicie cienkie kartki. Okropnie przebijają i źle się je przekłada, bo "lecą przez palce". Ponieważ to mój bujo próbny, postanowiłam do końca miesiąca dalej w nim pisać, a od września przeniosę się do czegoś "bardziej profesjonalnego" :D Nie mam zdolności plastycznych, więc raczej mało ozdabiam go rysunkami, ale staram się zrobić w nim cokolwiek, bo to ... zwyczajnie ładnie wygląda :) W następnym wpisie zamieszczę kilka zdjęć z mojego bullet journal :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz